Zawieszenie zasadniczej służby wojskowej spowodowało, że w Polsce zaprzestano szkolenia rezerw. Ostatnie roczniki, które trafiły w kamasze dobiegają czterdziestki, albo już ją przekroczyły. W Siłach Zbrojnych RP w zasadzie nie istnieją rezerwy osobowe, które podczas działań wojennych mogłyby tworzyć nowe jednostki i stanowić uzupełnienie dla walczących oddziałów (Polska potrzebuje budowy rezerw osobowych Sił Zbrojnych. Jak to zrobić?).
W 2005 rozważano możliwość utrzymania częściowego poboru, a do ZSW powoływani byliby najlepsi chętni. PiS nie podjął decyzji, a koalicja PO-PSL całkowicie zrezygnowała z tego pomysłu i dopiero Ustawa o Obronie Ojczyzny z 2022 wprowadziła zasadniczą ochotniczą służbę wojskową.
Strzelcy wyborowi Wojska Polskiego / Zdjęcie: Jakub Link-Lenczowski, MILMAG
Dlatego dziś można liczyć jedynie na emerytowanych żołnierzy zawodowych, ochotników z Wojsk Obrony Terytorialnej i wąsatych panów z brzuszkami. Tych jednak jest coraz mniej, bo czas nieubłaganie płynie. Jednak istnieje całkiem spora grupa żołnierzy, którzy mogliby stanowić dobrze wyszkolone zaplecze. O ile oczywiście będą regularnie szkoleni.
W 2022 15,9 tys. żołnierzy zawodowych i ochotników odeszło z armii. Rok później niemal 19,4 tys. żołnierzy. W ubiegłym roku odeszło 9284 żołnierzy zawodowych, a także 10,1 tys. „Terytorialsów”. Daje to w ostatnich trzech latach niemal 55 tys. wyszkolonych żołnierzy. Nawet jeśli w części już wiekowych, to nadal mogą wiele dać wojsku.
Tymczasem albo zaczęli uczyć w klasach mundurowych, albo otworzyli firmy szkoleniowe, albo po prostu, w przypadku „Terytorialsów” wrócili do wykonywanych zawodów. W przypadku tych ostatnich daje to niemal 30 tys. żołnierzy, którzy mogliby regularnie ćwiczyć. Nadal jednak brakuje budowania nowych rezerw. I zdaje się, że MON nie ma pomysłu, jak je pozyskać.
Jak rozwiązać problemy?
Nieco pomaga dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. W 2022 r wpłynęło ok. 14 tys. wniosków o przyjęcie na szkolenie. Rok później już 31 tys. osób. Służba trwa do 12 miesięcy w tym podstawowe szkolenie trwa 28 dni. Ten etap przypomina znaną z czasów poboru unitarkę. Podczas tego szkolenia kandydat nauczy się musztry, podstaw obsługi broni, regulaminów wojskowych. Kurs kończy się przysięgą, a po urlopie żołnierze rozpoczynają jedenastomiesięczne szkolenie specjalistyczne.
Na razie m.in. ochotnikom armii udało się zapełnić część istniejących wakatów. Nadal jednak brakuje oficerów i specjalistów. Wojsko nadal nie odebrało części wyprodukowanego nowoczesnego wyposażenia, ponieważ brakuje wyszkolonych żołnierzy o specyficznych specjalizacjach – elektroników, łącznościowców, programistów. Ci wybierają sektor cywilny. Nawet jeśli kończą wojskowe uczelnie, odchodzą po odsłużeniu minimum wymaganego ustawą.
Tylko w Wojskach Obrony Terytorialnej brakuje obecnie około 1300 instruktorów, którzy mogliby uczyć ochotników. Maturzyści nie garną się na uczelnie wojskowe, a dla doświadczonych podoficerów droga awansu oficerskiego jest bardzo utrudniona. Z kolei produkcja oficerów poprzez Legię Akademicką nie daje gwarancji jakości. A co z kolejnymi obiecanymi dywizjami? Trzeba wyszkolić specjalistów, bo nie da się ich podebrać z innych jednostek.
Zdjęcie: Krzysztof Niedziela/CO MON
Dlatego piątą i szóstą dywizję można wykorzystać jako jednostki rezerwowe, które zajmą się stricte szkoleniem zasobów rezerwowych w oparciu o ochotników i poborowych. System szkolenia oparty o dobrowolną zasadniczą służbę wojskową mógłby sprawnie zapewnić odpowiednie rezerwy. Brak jest jednak odpowiedniej infrastruktury koszarowej, aby zapewnić kwatery dla dużej grupy szkolonych żołnierzy. Do tego dochodzą kwestie finansowe. Utrzymanie dużej grupy skoszarowanych żołnierzy generuje olbrzymie koszty. To też był jeden z powodów zawieszenia „zety”.
Jeśli przywrócenie poboru w formie opartej o dobrowolną zasadniczą służbę wojskową byłoby trudne do zrealizowania, jak mogłoby wyglądać szkolenie rezerw? Jedną z dróg jest system szkolenia opracowany przez Wojska Obrony Terytorialnej. W podobny sposób szkoli się amerykańska Gwardia Narodowa, której żołnierze walczyli na frontach obu wojen światowych, a ostatnio w Iraku i Afganistanie. Jednostki Gwardii Narodowej były de facto rezerwowymi związkami.
Podobnie robili Ukraińcy, dzięki czemu dość szybko udało im się na podstawie skadrowanych jednostek utworzyć brygady gotowe do prowadzenia działań, jak 22. czy 67. Samodzielna Brygada Zmechanizowana. Warto się przyjrzeć ukraińskim doświadczeniom w szkoleniu rezerw.
Jak to robią Ukraińcy?
Po rosyjskim ataku w 2014 ukraińskie władze zdecydowały się przeprowadzić gruntowną reformę armii. Państwowy Program Rozbudowy Sił Zbrojnych Ukrainy zakładał także całkowitą rezygnację z poboru i stworzenie armii wyłącznie zawodowej.
Zdjęcie: Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy
Jednak wobec ciągłego zagrożenia ze strony Rosji, autorzy koncepcji nie odważyli się całkowicie z niego zrezygnować, gdyż wobec możliwego braku rezerw miał on zwiększyć potencjał militarny po rozpoczęciu działań wojennych. Dopiero w ostatnich latach zweryfikowano system szkolenia przyszłych rezerw w oparciu o wojska Obrony Terytorialnej. Miało to gwarantować stały dopływ rezerw w perspektywie całkowitego uzawodowienia armii.
Przed wojną we wszystkich rodzajach sił zbrojnych posiadali 300 tys. żołnierzy. W rezerwie było około miliona wojskowych, z czego ok. 100 tys. wyszkolono już po reformie. Dziś Siły Zbrojne Ukrainy liczą ok. 750 tys. żołnierzy. Większość z nich przeszła szkolenie przed 2017. Sam system szkolenia rezerw był dobrze zorganizowany, jednak Ukraińcy narzekają na zbyt małą ilość rezerwistów wyszkolonych po 2017. Do tego brakowało szkoleniowców.
Jednak dzięki szkoleniu poborowych i regularnym ćwiczeniom w pierwszym roku wojny udało się szybko zgrać pododdziały, jak to miało miejsce w przypadku głęboko skadrowanej 47. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, której kadrę stanowili niemal sami rezerwowi wyszkoleni w ramach zasadniczej służby wojskowej. Wiosną 2022 zorganizowano batalion, jesienią rozwinięto go już do brygady. Latem 2023 brygada walczyła w kierunku tokmackim, a jesienią pod Awdijiwką.
Dzięki temu, choć wyszkolenie rezerw nadal jest uważane za niewystarczające, to i tak jest lepsze niż rosyjskich „mobików”. Gdyby Ukraińcy umiejętnie rotowali brygadami i posiadali głębsze rezerwy, sytuacja mogłaby być lepsza. Warto obserwować doświadczenia Ukraińców i Amerykanów. Zwłaszcza, że mają bardzo praktyczną wiedzę, która może się przydać Polsce podczas tworzenia rezerw. A jest na to najwyższa pora. Większość polskich rezerwistów ma ponad 35 lat, a w przypadku niektórych przydziałowe jednostki już dawno nie istnieją.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.