— Gino, który za czarów swej młodości uczył się medycyny, twierdzi, że w przypadku chorób żołądka niemasz lepszego leku, jak ten oto, który wy, ojcze, teraz wypróbować powinniście. To, co wam przyniosłem, stanowi początek kuracji, dlatego też pokrzepcie siły wasze!
Opatowi, którego głód nękał, rozmowy wcale po myśli nie były. Duchowny zjadł chleb i wypił wino, chocia na jego obliczu malował się głęboki wyraz pogardy. Potem zadał kilka pytań, kilku rad udzielił i wyraził chęć ujrzenia Gina.
Do niektórych uwag opata odniósł się Gino, jak do pustych słów i mimo uszu je puścił, na inne odpowiedział wielce dwornie, wreszcie na zakończenie rzekł, że Gino, gdy tylko chwilę czasu znajdzie, z wielką chęcią go odwiedzi. Poczem wyszedł i powrócił dopiero nazajutrz rano, przynosząc znowu chleb i kubek białego wina. Na podobnej strawie trzymał Gino opata dotąd, aż nie spostrzegł, że duchowny zjadł suchy bób, który pan zamku przynosił skrycie do jego komnaty, ostawiając go w niej, jakby przypadkiem. Obaczywszy, że bób zniknął, Gino rzekł do opata, że jego pan pyta o zdrowie gościa. Opat odparł:
— Byłbym całkiem zdrów, gdybym się mógł stąd wyrwać i jadać obficiej. Lekarstwo Gina wzbudziło we mnie wielki apetyt.
Gino kazał przygotować wspaniałą komnatę. Słudzy opata przybrali ją kobiercami, wziętemi z obozu.
Następnego dnia Gino wyprawił bogatą ucztę, na którą zaprosił towarzyszów swoich i całą świtę opata, sam zasię wszedł rankiem do komnaty swego gościa i rzekł:
— Czujecie się już dobrze, świętobliwy ojcze, dlatego też pora wam szpital opuścić.
Wziąwszy opata za rękę, Gino zaprowadził go do przygotowanej dla niego komnaty. Opat obaczył tam z przyjemnością całą swoją świtę. Gino odszedł, aby wydać rozporządzenie co do obiadu. Opat tymczasem opowiedział swoim towarzyszom, jakie życie przez ten cały czas prowadzić musiał.
Gdy pora obiadowa nadeszła, Gino ugościł swych jeńców znakomitemi winami i wspaniałemi potrawami, jednakoż imienia swego opatowi nie odkrył. Przez kilka jeszcze dni podejmował Gino z wielką okazałością gości swoich. Wreszcie pewnego rana kazał wnieść do jednej komnaty wszystkie rzeczy opata, a na dziedzińcu, na który okna komnaty wychodziły, ustawić wszystkie rumaki swego gościa. Poczem, odwiedziwszy opata, zapytał się go, zali już jest zdrów i czy czuje się na siłach, aby dalszą drogę podjąć? Opat odparł, że się znacznie
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/675
Wygląd
Ta strona została skorygowana.