Kompletnie nie moje klimaty, co nie znaczy, że nie doceniam.
Nie da się czytać tej książki w pośpiechu. Każde z opowiadań wymaga, żeby się nad nim pocKompletnie nie moje klimaty, co nie znaczy, że nie doceniam.
Nie da się czytać tej książki w pośpiechu. Każde z opowiadań wymaga, żeby się nad nim pochylić, żeby go zasmakować. Dużo tu mądrych, niestandardowych pomysłów i spostrzeżeń.
Niestety, teksty cechują się swego rodzaju statycznością, co sprawiło, że dla mnie były bardzo nużące w odbiorze. Na pewno fani science fiction odnajdą się w tej pozycji dużo łatwiej niż ja....more
Lekka, zabawna antologia złożona z jedenastu opowiadań o tematyce bożonarodzeniowej lub po prostu zimowej. Teksty okraszone zostały cudnymi ilustracjaLekka, zabawna antologia złożona z jedenastu opowiadań o tematyce bożonarodzeniowej lub po prostu zimowej. Teksty okraszone zostały cudnymi ilustracjami (kreska "z jajem"), a samo wydanie to kwintesencja Świąt. Porządne, w twardej oprawie i pozłacane, ale też pozytywnie kiczowate i bijące po oczach intensywną zielenią oraz czerwienią.
Doskonały pomysł na prezent choinkowy - zarówno dla małych, jak i troszkę większych odbiorców. Można łyknąć "na raz", chociażby w ramach relaksu po intensywnej kolacji wigilijnej, ale warto sięgnąć do książki jeszcze wcześniej, jeśli jest taka możliwość. Poszczególne opowiadania doskonale sprawdzą się bowiem jako przerywniki pomiędzy kolejnymi przedświątecznymi obowiązkami i z łatwością wprowadzą czytelnika w odpowiedni nastrój....more
Anioł? To taki uroczy chłopiec o pięknym ciele, złotych włosach i skrzydłach z pierza. Do tego wszystkiego owinięty prześcieradłem, koniecznie białym.Anioł? To taki uroczy chłopiec o pięknym ciele, złotych włosach i skrzydłach z pierza. Do tego wszystkiego owinięty prześcieradłem, koniecznie białym. Diabeł zaś, jest hybrydą kozła z człowiekiem, pałającą wyraźną sympatią do koloru czarnego i czerwonego. Taki właśnie obraz mimowolnie maluje w naszych umysłach wyobraźnia. Może się natomiast okazać, że to właśnie anioł Gabriel jest rogatą duszą, a wysłannicy piekieł odznaczają się anielską dobrocią... Książka jest zbiorem opowiadań, które ukazują czytelnikowi stosunki anielsko-diabelskie w nowy, niekonwencjonalny sposób.
Jacek Komuda - Herezjarcha Poeta, Francois Villon (właśnie tak - nasz dobry znajomy z lekcji języka polskiego, autor "Wielkiego Testamentu") ma zostać powieszony. Traf (albo coś, co ja nazywam po prostu "dobrym bajerem") sprawia, że udaje mu się uniknąć śmierci na oczach zebranego tłumu. Nie zostaje jednak puszczony wolno. Musi pomagać staremu katu, który - z powodów zdrowotnych - ma trudności z wykonywaniem swych obowiązków. Tymczasem okazuje się, że starzec nie potrafi sobie poradzić ze swym mrocznym sekretem... Villion nie ma większego wyboru - musi pomóc swemu niedoszłemu oprawcy, zanim kat odejdzie z tego świata... Z każdym dniem jednak widać coraz wyraźniej, że jego ziemska wędrówka zbliża się ku końcowi. Opowiadanie jest jednym z najlepszych w zbiorze. Bardzo trafnie został oddany klimat średniowiecznej Francji. Widać też, ża autor lubi zabawę słowem - założę się, że nieźle się bawił, archaizując wypowiedzi bohaterów. Miłym smaczkiem jest także odniesienie się do ówczesnego stanu wiedzy ludzkości (w pewnym momencie bohaterowi tańczy przed oczami... "wszystkie siedem planet krążących wokół Ziemi"). W utworze wyłapałam chyba tylko jeden malutki błąd logiczny, którego nie przywołam, bo musiałabym opowiedzieć cały fragment opowiadania... Ogólna ocena jest jednak bardzo pozytywna - wartka akcja i dantejskie (ale podkreślające średniowieczny klimat) sceny naprawdę robią wrażenie.
Adam Przechrzta - Agentes in rebus Starożytny Rzym. Śledzimy losy tajnego wysłannika cesarza bizantyjskiego. Wcześniej misję, którą mu zlecono, mieli wykonać dwaj inni agenci. Ślad po nich zaginął. Na plus opowiadaniu można policzyć sprytnie wykorzystaną klamrę kompozycyjną i brak marazmu. Stylowi autora również nie można za wiele zarzucić. Całość jednak... niezbyt mnie porwała. Być może to wina typowego happy endu. Brakowało tu chyba jakiegoś oryginalnego smaczku, wisienki na torcie, która pozwoliłaby zapamiętać tekst na dłużej.
Rafał Dębski - W odcieniach szarości Tym razem lądujemy we współczesnym Iraku. Dwaj starzy znajomi, wysłannicy z zaświatów, poszukują nowego mesjasza. Zarówno Anioł, jak i Demon nie boją się jednak poświęcać ludzkich żyć, by osiągnąć swój cel. Czy jednak Białe faktycznie jest Białe? Przecież diabeł nie zawsze musi być tym złym... Opowiadanie celnie trafiło w mój gust... Autor nawet w samym środku opisu walk (bądź też tuż po nich) potrafi zręcznie wpleść w tekst treści refleksyjne. Ponadto buduje specyficzny, niemalże magiczny klimat... Mimo iż akcja dzieje się współcześnie, dookoła wydaje się ciągle "unosić" mgła opowieści o Alladynie czy Sindbadzie... Ciekawym zagraniem było też ukazanie seksualności istot pozaziemskich. Moim zdaniem motyw ten jednak został wykorzystany zbyt często, choć - trzeba przyznać - stosunkowo delikatnie.
Ewa Białołęcka - Angelidae Wiecie, że ci prawie_boscy też czasem balują? Otóż - balują! I to jak! Kiedy Eros i Fanes ocykają się rankiem na gdańskim rynku, coś zaczyna nie grać. Okazuje się, że nieźle narozrabiali poprzedniej nocy. Mają 24 godziny na naprawienie tego, co zepsuli. Nie byłoby to takie trudne, gdyby nie zostali pozbawieni swych niezwykłych mocy. No, może jeszcze - gdyby nie byli uwięzieni w ludzkich ciałach. A Eros na dodatek... w kobiecym. Czytając opowiadanie, uśmiałam się jak norka. Autorka ma świetny styl! Miesza humor ironiczny z absurdalnym, czasem wtrąca celne riposty tam, gdzie się ich nie spodziewamy. Nie boi się zahaczać o kontrowersyjne tematy (homoseksualizm), przejaskrawiając je, a zarazem się do nich dystansując. Na początku denerwującymi mogą się wydać liczne porównania, ale później nie rzucają się one w oczy (lub po prostu nie występują). Na minus można policzyć autorce jedynie zacytowanie dwóch tekstów, które czasy świetności mają już za sobą i teraz lekko irytują. Opowiadanie naprawdę warte jest przeczytania, chociażby w celu poprawienia sobie humoru.
Katarzyna Anna Urbanowicz - Oczy jak chabry Ukraina, czas rewolucji. Wydarzenia polityczne sprawiają, że rok szkolny kończy się już w grudniu. Marcelka, najlepsza uczennica, wraca wraz z koleżankami do domu. Dziewczynkom nie jest jednak dane długo cieszyć się swoim szczęściem. Najpierw ostrzegę, że jestem historyczną ignorantką i pewnie dlatego opowiadanie mnie nie porwało. Jest napisane ciekawie i przystępnie. Mimo silnie naznaczonego historycznego tła, nie odrzuca nawet tak uczulonej na ten czynnik osoby, jak ja. Jednakże to nie wystarczy, by powalić czytelnika na kolana. Irytowały mnie te momenty, które były dokładnie przez autorkę przemyślane i właściwie decydowały o magicznym klimacie utworu. Nie jestem żadnym autorytetem, ale motyw z komarami wydał mi się nieco... dziecinny? Byłabym jednak niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała o zaskakującym zakończeniu, które naprawdę skłania do refleksji.
Krzysztof Kochański - Enklawa Łobzonka Polska, raczej niedaleka przyszłość. Główny bohater, Rydel, nie potrafi uporać się ze swymi własnymi problemami. Na dodatek zostaje wysłany do hermetycznej eknlawy (a taka właśnie... powstawała w samym centrum naszego kraju - sic!), w celu załatwienia sprawy pewnego drzewa. Drzewo owo było do tej pory przyczyną licznych śmiertelnych wypadków samochodowych. Dziwnym trafem jednak, zawsze ginęli tylko kierowcy. Rydel musi dojść do porozumienia z administratorem enklawy, niejakim Księciem Bogusławem, a raczej - jak należałoby napisać - z Bogusławem Księciem. Nie dajcie się zwieść nudnawemu początkowi opowiadania. Chochoły, małe dziewczynki i rozbijające się wozy - zaiste, pasjonujące... Dopiero potem akcja się rozkręca. Kochański serwuje nam mieszankę horroru z... hm... political fiction? Całość ciekawa i lekkostrawna. Spodobało mi się też zakończenie. Nie rozumiem jedynie nawiązań do "Wesela"... Chochoł? Rydel? Czemu to miało służyć?
Marcin Wroński - Piękne jesteście, przyjaciółki moje Dalej Polska, wiek XVIII. Młody Żyd co noc jest nękany przez dwa sukuby (Jak podaje ciocia wikipedia: sukuby - demony przybierające postać nieziemsko pięknych kobiet, nawiedzające mężczyzn we śnie i kuszących ich współżyciem seksualnym. A teraz szpan własną wiedzą - wersja męska to inkuby... Incubus - brzmi znajomo, co? ;)). Chłopak jest bardzo zdziwiony, kiedy postacie z jego snów ukazują mu się w realnym życiu. Nie opiera się, gdy zapraszają go do książęcej karety. Nie jestem pewna, czy to opowiadanie powinno znaleźć się w tym zbiorze... Nie wiadomo do końca, czy sukuby faktycznie są postaciami nieziemskimi, czy też może po prostu wytworami wyobraźni żydowskiego nastolatka. Tekst silnie nasycony treściami erotycznymi... Fakt faktem - wszak istotną rolę pełnią w nim sukuby... Czasem chyba jednak erotyzm za bardzo przysłania prawdziwe, niedopowiedziane przesłanie utworu. Mnie się nie podobało.
Jacek Piekara - Operacja "Orfeusz" Grupa komandosów próbuje dostać się do Piekła. TEGO Piekła. Czy trudno jest się tam wedrzeć, żyjąc? Zależy. Zależy, gdzie przebiega granica twej odwagi, moralności i psychiki. Wszak, jak mówi pierwsze zdanie utworu, „Piekło znajduje się w ludzkim sercu". Bardzo krótkie, ale też bardzo ciekawe opowiadanie. Trafnie dobrany tytuł. Jedynym minusem było dla mnie pojawienie się typowej (nachalnej i wścibskiej) dziennikarki. Cała historia opowiedziana umiejętnie, bez zbędnych opisów.
Mirosława Sędzikowska - Łowca Współczesna Anglia. Jak się okazuje, dusze czasami biorą sobie wolne. Po prostu uciekają na pewien czas od swej cielesnej powłoki. Na to właśnie pozwoliła sobie dusza Harry'ego - alkoholika. I to o nią zaczynają toczyć się walki. Nie tylko gdzieś we Wszechświecie, ale również na powierzchni Ziemi. Autorka zręcznie przeplata aktualne wątki obyczajowe (np. losy polskich emigrantów) z elementami fantastycznymi. Mnie zdecydowanie bardziej podobała się właśnie ta obyczajowa otoczka, choć recezenci na nią narzakają. Opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie. Tekst nie powala, ale nie jest nużący, nie irytuje. Ciekawie nakreślona postać Anioła Stróża... Taka tam... Lekko dupowata. :D
Magdalena Kozak - AirMarshalls Daniel wsiada na pokład samolotu. Lot opóźniony. Nic dziwnego - za oknem mgła i mżawka. Coś się stanie. Powinno się stać. Przecież właśnie PO TO wsiadł na pokład. Na tym polega jego zadanie... Podniebny szeryf zawsze powinien być czujny. Interesująca opowieść o strachu przed lataniem. Z każdym kolejnym zdaniem czytelnik ma coraz większe wrażenie, że... OGLĄDA FILM. Najpierw "obserwujemy" zachowanie głównego bohatera, by już za chwilę "rzucić okiem" na kokpit. Zupełnie tak, jakby ktoś pokazał nam przestrzeń z innego ujęcia kamery. Spotkałam się z wieloma opiniami, że techniczny żargon przeszkadza w odbiorze tekstu... Nie przeszkadza, wsytarczy się po prostu w niego nie zagłębiać. Tak naprawdę "specjalistyczny bełkot" ciągnie się chyba przez jedną, góra dwie strony. Nawet największy laik da radę przez nie przebrnąć. A dla fascynatów może być to nie lada gratka. Nieco rozczarowuje zakończenie... Bez niespodzianki, można to było rozwiązać bardziej finezyjnie.
Tomasz Bochiński - Bardzo zły Warszawska Praga, czasy współczesne. Główna bohaterka, na co dzień zajmująca się wyszukiwaniem przeróżnych informacji dla wykładowców i studentów, niechętnie przyjmuje gości. Nic więc dziwnego, że z lekkim rozdrażnieniem wita dźwięk dzwonka, który nagle przerywa ciszę w jej mieszkaniu. Irytacja ustępuje jednak miejsca fascynacji, kiedy okazuje się, że za drzwiami stoi Anioł. Podkomisarz Anioł. A teraz coś, co mnie całkiem zaskoczyło. Autor jest FA-CE-TEM. Narracja jest pierwszoosobowa. Narratorką natomiast jest główna bohaterka. KO-BIE-TA. Spotykane? NIE! I tu pierwszy plus. Ponadto sama postać bohaterki jest nakreślona bardzo ciekawie. Nie brak tu autoironicznych komentarzy. Autor nie pozwala nam się nudzić, sprawnie prowadząc czytelnika przez półświatek Pragi. Zirytował mnie jedynie motyw z kanałami (nie występował chyba jeszcze tylko w Troskliwych Misiach). Zakończenie niby zaskakujące, ale można było je przewidzieć.
Ogólnie zbiór opowiadań stoi na naprawdę wysokim poziomie, choć nie powala. Jednak opowieści o zmaganiach Światłości z Ciemnością niesamowicie wciągają. A przecież, jak napisał Dębski, "jest [jeszcze] sporo miejsca na półmrok i grę cieni"... ...more
Żeby nie przedłużać - pomysł ten sam, co w przypadku pierwszego tomu. Okładka, podobnie jak poprzednio, zachwycająca. Dodatkowo ilustracje w środku o Żeby nie przedłużać - pomysł ten sam, co w przypadku pierwszego tomu. Okładka, podobnie jak poprzednio, zachwycająca. Dodatkowo ilustracje w środku o klasę lepsze, choć utrzymane raczej w innym, chyba nieco łagodniejszym klimacie.
Maja L. Kossakowska - Gringo Autorka opowiada nam o losach Miguela Diaza - młodzieńca, który od zawsze pragnął wyrwać się z biednego środowiska i zostać "kimś". Wszystko idzie już po jego myśli, gdy nagle na Kubie wybucha rewolucja. Starania Miguela zostają zaprzepaszczone. Zrezygnowany postanawia zdać się na siły nieczyste... Ku jego zdziwieniu okazuje się, że diabeł może czasem wyglądać jak typowy gringo. Opowieść czyta się z dużym zaciekawieniem. Sprzyjają temu świetna narracja, niebanalne osadzenie w miejscu i czasie, a także trafne zakończenie. Pod przykrywką demonicznych działań Kossakowska ukryła pewnie mechnizmy polityczne, stworzone przecież przez człowieka. Bardzo, bardzo dobry tekst, choć na początku wątek Miguela może się wydawać straszliwie oklepany.
Cezary Frąc - Wolna konkurencja Aleksander Remington, mężczyzna dość majętny, ma mały problem. "Problemem" tym jest ciało jego współpracownika, które - jak na złość - nie chce zniknąć z gabinetu Aleksandra. Na szczęście do sprawy zaczynają mieszać się siły Dobra i Zła, co nasz bohater zamierza wykorzystać. Recenzenci internetowi potwornie narzekają na to opowiadanie. Nie mam pojęcia, czemu. Autor nie pozwala nam się nudzić. Wszystko dzieje się odpowiednio szybko, narracja jest bardzo sprawna. Widać, że Frąc dokładnie przemyślał kompozycję, od początku do samego końca. Spodobało mi się również - jak zawsze w takich przypadkach - niedopowiedziane zakończenie.
Łukasz Orbitowski - Cichy dom Jest ciało. I to ciało anioła. A ciała, jak wiadomo, należy się pozbyć... W dodatku - jak twierdzi uratowany przez naszych bohaterów facet - trzeba je pogrzebać w "cichym domu". Tylko gdzie, do diabła, ten "cichy dom" jest? I hej - zaraz! Przecież anioły są nieśmiertelne... Czyżby coś tu nie grało..? Opowiadanie jest dość ciekawym horrorem i zebrało dużo pozytywnych recenzji w Internecie. Dlatego też ja pozwolę sobie trochę ponarzekać. ;) Nie zrozumcie źle - tekst jest na naprawdę wysokim poziomie i ma specyficzny klimat, ale... No właśnie, "ale". Nie działają na mnie takie chwyty, jak błądzenie bohaterów w lesie czy pojawienie się wszy. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, jednak gdzieś to już widzieliśmy, prawda? I to nie raz. Również relacje łączące pewne postacie są do przewidzenia. A i zakończenie, choć stosunkowo zaskakujące, jakoś mnie nie zadowala. Może dlatego, że od tekstów ambitnych oczekuje się znacznie więcej. A takim własnie tekstem jest "Cichy dom".
Krzysztof Piskorski - Na skalnym ostańcu Tajemnicza wioska, gdzieś w nieznanym, skutym lodem kraju. Jedynymi problemami mieszkańców są mróz i pojawiające się niekiedy demony. Z pojedynczymi przypadkami udaje im się na szczęście poradzić. Co jednak, kiedy wioska zostanie dostrzeżona przez całą armię sił Zła? Przecież nikt nie ma wątpliwości, że tajemniczy wędrowiec, który niedawno przybył do wioski, może być przyczyną ogromnego nieszczęścia... On sam albo uczucie między nim a młodą tubylką. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że tekst stylizowany jest na legendę bądź ludową opowieść. Nie jest to ani wada, ani zaleta. Na plus na pewno można policzyć opowiadaniu miejsce akcji (wystarczająco niebanalne). Tymczasem cała historia jakoś do mnie nie przemówiła. Może ze względu na dość rozbudowany wątek romantyczny, na który to jestem uczulona. Poza tym nie jestem do końca przekonana, czy opowiadanie powinno się znaleźć akurat w tej antologii. Tekst zupełnie by nie ucierpiał, gdyby pominięto w nim postać diabła. Choć elementy fantastyczne w zakończeniu faktycznie wychodzą historii na dobre.
Eva Mroczek - Nicaron Lepiej nie przesadzać z koniakiem. Zwłaszcza, jak się go miesza z marchewką. I kiedy dodatkowo robi się w tym samym czasie zakupy na allegro. A już na pewno trzeba przystopować, kiedy w głowie pojawia się dziwny pomysł kupienia czyjejś duszy. Pomysł na opowiadanie zupełnie mnie nie dziwi. :) Sama przecież napisałam artykuł o duszy do gazetki szkolnej. Tak, pod wpływem "21 gramów" i... newsa o Internaucie, który wystawił swoją duszę na e-bay'u. Znajome? Znajome. Opowiadanko naprawdę ciekawie rozwija ten pomysł. Sceny dziejące się na uczelni są warte uwagi. Pamiętam jednak, że czasem bardzo irytowała mnie narracja, próby zabicia głównej bohaterki i zakończenie. Również diabeł (Co to miało być? Demoniczna, wyniszczająca siła czy romantyczny kochanek? Litości, należałoby się jednak zdecydować.) jakoś nie przekonuje.
Jakub Ćwiek - Newegwasu'u Pewnego dnia Kinniih, młody wojownik z plemienia Shorouki, wybiera się na polowanie. Traf sprawia, że w dziczy spotyka rannego anioła. Sumienie i fascynacja nowopoznaną postacią nakazuje mu pomóc skrzydlatemu... Czas pokaże, czy był to dobry wybór. Opowiadanie zdecydowanie odbiega od wszelkich stereotypów. Po pierwsze: autorowi udało się niezwykle sprawnie przemieszać motywy charakterystyczne dla chrześcijaństwa z etnicznym wielobóstwem. Po drugie: anioły nie wzięły się na ziemi znikąd. Ich pojawienie się jest ważnym zdarzeniem w Biblii. Po trzecie: autor sprytnie ukazał kult pewnych wartości i sposoby, jakimi się do tych wartości w plemieniu Shorouki dąży. Pomimo, że to nie moje klimaty, a i pewnych istotnych faktów domyśliłam się chyba zbyt szybko, muszę przyznać, że opowiadanie potrafi zaciekawić.
Janusz Cyran - Który patrzy z wysoka Idąc ulicą, nigdy nie możesz mieć pewności, czy właśnie nie minąłeś istoty spoza tego świata. "Góra" i "Dół" zsyłają bowiem na ziemię swoich agentów, przedstawicieli czy... banitów. Ciężko powiedzieć, do której z tych grup zalicza się główny bohater opowiadania Cyrana. Jedno jest jednak pewne - wampiryzm nie jest mu obcy. Początek tekstu świetny. A im dalej, tym gorzej. Coraz więcej rzeczy staje się niejasnych, niewytłumaczalnych, alogicznych. I w tym przypadku naprawdę jest to wada, bo opowiadanie najzwyczajniej w świecie nie zostaje w naszej pamięci. Zakończenie niemal niczego nie rozwiązuje. Całkiem, jakby tekst został wyrwany z samego środka jakiejś dłuższej opowieści.
Krzysztof Kochański - Człowiek znikający Wiecie, że demony też czytały "Lalkę"? :) I nawet wzięły sobie do serca jedną z mądrości Wokulskiego: "Handel nie opiera się na zyskach spodziewanych, lecz na ciągłym obrocie gotówki". Ruch w interesie musi być! Masz trzy życzenia, śmiertelniku? Proszę bardzo; żadnych cyrografów, żadnych zobowiązań. Co z tego wyniknie? Zobaczymy... Opowiadanie jest straszliwie krótkie. Niestety, nie wychodzi mu to na dobre. Sam wstęp bowiem jest naprawdę zaskakujący i dowcipny. Zakończenie (sprytna klamra kompozycyjna) również mi się spodobało. Co do rozwinięcia... No właśnie. Dość przewidywalne i niewystarczająco oryginalne. Można mieć mieszane uczucia. Iwona
S. Nowak - Każdy ma swoje niebo Wizja nieba już nie pociąga. Śpiewanie chóralnych pieśni, przechadzanie się po idalnie zielonej trawie... To mogło fascynować w średniowieczu. Aniołowie wreszcie uświadamiają sobie, że potrzebne są zmiany. POWAŻNE zmiany. Ogromny plus za postać głównej bohaterki. Znużona, samotna urzędniczka, popadająca stopniowo w pracoholizm. Bardzo charakterystyczne są też jej "wtrącenia", które mi osobiście nie przeszkadzały, ale mnóstwo osób na nie narzeka. Świetnym pomysłem była oryginalna, lekko kiczowata i nieco szalona wizja niebiańskiego świata oraz... samych aniołów! Czymś, co naprawdę mnie rozbroiło, były próby niebiańskich chippendalesów. xD Tak, anioły są silnie zdesperowane i zrobią naprawdę wszystko, by pozyskać nowe dusze. Pojawia się tylko problem (powtórka z religii!) braku płciowości... I jak tu teraz zostać w samej bieliźnie? Polecam opowiadanie ze względu na kilka naprawdę niebanalnych pomysłów.
Anna Kańtoch - Szczęścia i wszelkiej pomyślności Ciepłe lato, wieś. Raczej początki XX wieku. Mamy tu grupkę dzieci, mamy magiczną talię kart, tajemniczą i zmęczoną życiem ciotkę oraz - a jakże - romans. Opowiadanie jest horrorem w sennym, wakacyjnym klimacie. Trzeba przyznać - klimat ten do samego końca jest utrzymywany po mistrzowsku. Również sam pomysł na opowiadanie naprawdę może imponować (postać cioteczki oraz sama zasada działania kart robią wrażenie). I choć początek raczej nie powala, to opowieść naprawdę szybko się rozkręca. Szkoda tylko, że zakończenie po prostu zawodzi. Całkiem tak, jakby autorka koniecznie chciała mieć pretekst, żeby na samym końcu móc napisać o niezbadanych i niepewnych losach jednej z głównych postaci. Szkoda, oczekiwałam czegoś znacznie, znacznie lepszego na finiszu.
Andrzej Pilipiuk - Cyrograf Jedna z przygód powszechnie znanego i szanowanego bimbrownika-egzorcysty, Jakuba Wędrowycza, oraz jego dobrego znajomego - Semena. Przyjaciele gawędzą sobie beztrosko przy "trunku", gdy nagle ten (ku ich przerażeniu) zaczyna się kończyć. Jest to bezsprzeczny powód do podróży w czasie. Bo niby co innego jest do roboty..? Powiem szczerze, że Pilipiuk mnie tym razem zawiódł. Przygody Jakuba zawsze były utrzymane w "menelskim" poczuciu humoru, ale przeważnie było ono wymieszane z dużą dawką absurdu i ironii, a i okraszone jakimś niebanalnym pomysłem. Tutaj zdecydowanie przeważa dowcip "alkoholowy". Samo opowiadanie również jakieś takie... pisane na siłę. Nie obyło się jednak bez smaczków! Wiecie, że wzór na wodę święconą to H2Ośw? :D A i samo pojęcie "kreatywna księgowość", choć znane, brzmi sympatycznie. ;)
W moim subiektywnym odczuciu tom II antologii jest o oczko lepszy od pierwszego. Opowiadania nie cechują się wprawdzie tak dużą różnorodnością, jak to miało miejsce poprzednio. Brakuje też mocnego, humorystycznego akcentu, jakim było "Angelidae" Białołęckiej. Mimo wszystko drugi tom jest zdecydowanie bardziej przystępny i znacznie bardziej wciągający.
PS Czytajcie krótkie notki biograficzne! Niektóre zawierają naprawdę wiele dowciapnych wzmianek. :) ...more
"Żądne złota krasnoludy, okrutne elfy-ludojady, mroczni wiedźmiarze, czarodziejki i czarownice, wampiry, demony, potwory z innych wymiarów." Owszem, p"Żądne złota krasnoludy, okrutne elfy-ludojady, mroczni wiedźmiarze, czarodziejki i czarownice, wampiry, demony, potwory z innych wymiarów." Owszem, potwierdzam, zgadza się. Mamy tutaj również świetnego głównego bohatera (co prawda słabość do alkoholu iście Wędrowyczowska, ale maniery i oczytanie ratują sprawę), którego nie sposób nie polubić. Arivald jest tak sympatyczny i tak zabawny, że potrafi sobie zjednać największych wrogów. Nawet kąśliwe, ironiczne komentarze (czyli to, co tygryski lubią najbardziej) uchodzą mu płazem.
Ciekawy jest też przedstawiony nam świat. Piekara z każdym kolejnym opowiadaniem zdaje się "odsłaniać" coraz to dalsze przestrzenie. Czytelnik nieraz pewnie będzie mile zaskoczony („Hej! Tam dalej coś jest!”). Autor sprytnie otworzył sobie pole do popisu, wprowadzając równoległe światy i rzeczywistości. Kiedy dodamy do tego możliwość podróży w czasie, liczbę kombinacji możemy mnożyć i mnożyć. I chociaż to zbiór opowiadań, to światy te wcale nie zdają się być „ubogie” i „suche”, o nie. Bez zbędnych opisów autorowi udało się oddać ich koloryt i odrębność.
Opowiadania same w sobie są interesujące, różnorodne, chronologicznie powiązane. W kolejnych przewijają się poznane wcześniej postacie oraz wykorzystane drzewniej czary. Miły akcent – doceniam. Tylko czemu, do jasnej, im dalej tym nudniej? O ile pierwsze opowiadanie jest ciekawe (troszkę naiwne, ale naprawdę ciekawe!), to ostatnie jest już tak oderwane od całości… Zupełnie tak, jakby ktoś nieumiejętnie użył na nim teleportacyjnych zaklęć Gaussa i jakimś cudem zmaterializował je w książce. Wiedźmiarze, złe sny, smokowcy, nawiązania do mistrza yody… Noooo ludzieee, uczucia przesytu można doznać już w połowie. I to pseudo-sielankowe zakończenie… Tragedia. Ratuje je na szczęście poczucie humoru Piekary (a Kret w ogóle jest uroczy!).
Ogólna ocena to 5/10, ale miłośnicy fantastyki mogą sobie dodać jeszcze pół oczka. A fani Piekary kolejne pół. Więcej gwiazdek na pewno się książce nie należy, bo ani światopoglądu nie zmienia, ani żadnych rewolucji w dziedzinie literatury nie wprowadza. I chociaż nie jest to raczej pozycja, do której się wraca, to jednak warto do niej sięgnąć przynajmniej raz. Chociażby dlatego, żeby człowiek wiedział, że zaproszenie kobolda na popołudniową herbatkę nie jest najlepszym pomysłem… ...more
"Ważna jest opowieść, nie opowiadający". Tymi słowami wita nas King w "Czterech porach roku". Po przeczytaniu książki mogę powiedzieć tylko jedno. Ma "Ważna jest opowieść, nie opowiadający". Tymi słowami wita nas King w "Czterech porach roku". Po przeczytaniu książki mogę powiedzieć tylko jedno. Ma absolutną rację.
King, TEN KING, którego fenomenu po przeczytaniu "Lśnienia" zupełnie nie rozumiałam, tym razem kompletnie mnie zaskoczył. Pisarz, który nazywany jest przez wielu Mistrzem Horroru, tworzy coś, co z powieścią grozy niewiele ma wspólnego. I jest to… świetne! Jako że na zbiór składają się cztery opowiadania, nie ma sensu odnosić się do całości. Każde z nich bowiem (choć są ze sobą powiązane fabularnie – bardzo miły smaczek ze strony autora) traktuje o czym innym i utrzymane jest w innym klimacie.
Antologię otwierają „Skazani na Shawshank”. Filmu nie widziałam - i dobrze. Dzięki temu pozwoliłam się całkowicie zaskoczyć. Opowiadanie jest rewelacyjne! A samo zakończenie… Cóż… Choć tak oczywiste, stanowiło ogromną niespodziankę. Było mi po prostu wstyd, że nie powiązałam wszystkich faktów. Ot, magia logiki. Jeśli miałabym oceniać samych „Skazanych…”, to bez wahania przyznałabym dziesięć gwiazdek.
Dalej – „Zdolny uczeń”. I tu pozwolę sobie zrobić rzecz nieco dziwną – podzielę opowiadanie na dwie części. Jeśli chciałabym ocenić część pierwszą (do momentu, w którym Todd idzie już do nowej szkoły), to nie starczyłoby mi skali. Dziesięć gwiazdek to najzwyczajniej w świecie za mało dla tak dobrej minipowieści. Mamy tu coś, co uwielbiam – ciężki klimat zaszczucia. Ponadto ta chora, ciążąca obu stronom, ale nierozerwalna więź między bohaterami… Cudo. Ci, którzy mieli okazję oglądać „Hard Candy” albo „Phone Booth”, wiedzą, o czym mówię. Natomiast druga część... Niestety – troszkę przegadana, nieco melodramatyczna, kapkę naciągana. Chociaż w sposób oczywisty podsumowuje całą historię, jest w niej coś, co mnie odpycha. Dlatego też za całość dałabym dziewięć gwiazdek.
Kolejna pozycja to „Ciało”. Przyznam, że nie spodobała mi się w takim stopniu, jak dwie poprzednie. Opowiadaniu na pewno nie można odmówić klimatu. Historia wręcz „pachnie” słońcem, lasem i beztroską. Nie ukrywam jednak, że kilka fragmentów mnie znudziło, a jeszcze kilka – zniesmaczyło (opowiadanie o Tłustodupskim Hoganie niczego do historii nie wniosło, a było po prostu beznadziejne). Ocena to sześć gwiazdek.
Na koniec – „Metoda oddychania”. Najsłabsza minipowieść z całego zbioru. Groteskowa i patetyczna. Niektórym końcówka mogłaby się wydawać obrzydliwa. Innym – śmieszna. Dla mnie była po prostu żałosna. Opowiadaniu należą się jednak cztery gwiazdki, bo całość była bardzo dobrze zrealizowana technicznie.
W posłowiu możemy przeczytać: „ludzie twierdzili, iż King mógłby opublikować swój rachunek z pralni, gdyby chciał”. Jeśli wszystkie rachunki Kinga wyglądają tak, jak „Cztery pory roku”, to ja zamawiam prenumeratę. ...more
Opowiadania prezentują bardzo nierówny poziom. Niektóre faktycznie zaskakują, do innych znów najbardziej pasuje chyba słowo "naiwne". Wszystkie historOpowiadania prezentują bardzo nierówny poziom. Niektóre faktycznie zaskakują, do innych znów najbardziej pasuje chyba słowo "naiwne". Wszystkie historie zostały zebrane w czterech rodziałach: Miłość, seks, nienawiść; Bóg i historia; Obce światy; Świat masek. Tutaj nie ma już żadnego problemu z wyłonieniem "zwycięzcy". Świat masek bije bowiem pozostałe na głowę. Bohaterem wszystkich trzech opowiadań, które składają się na owy rozdział, jest agent handlowy o'Reilly - Ziemianin żyjący na innej planecie. Planecie o bardzo rozbudowanej i odmiennej od naszej obyczajowości. Planecie, gdzie tradycja reguluje wszystkie dziedziny życia, a najważniejszymi wartościami są honor i prestiż. Ogromna rola gestów oraz niebagatelne znaczenie, jakie przypisuje się noszonym tu maskom, sprawia, że każda drobna pomyłka może kosztować życie. Trzeba przyznać, że Piekara tchnął w Taurydę jakąś namiastkę magii, która nie pozwala oderwać się od poczynań agenta O'Reilly'ego. :) Podsumowując - antologia jest po prostu średnia. A gdyby nie "Świat masek", nie zasługiwałaby nawet i na taką ocenę. ...more
Do fanów Pilipiuka, mimo usilnych starań znajomych, zdecydowanie się nie zaliczam. Uważam jednak, że auNajnudniejsza książka, jaką ostatnio czytałam.
Do fanów Pilipiuka, mimo usilnych starań znajomych, zdecydowanie się nie zaliczam. Uważam jednak, że autor ma swoje „momenty”. W „Truciźnie” takich „momentów” było przerażająco mało. Uśmiechnęłam się dosłownie dwa razy. Książka ma objętość 350-ciu stron. Statystyka nie wygląda dobrze.
Podziwiam autora, że tak odważnie eksploatuje postać Wędrowycza. Wydaje mi się, że wszystko, co mogło być zaskakujące i magnetyzujące w tym bohaterze, już dawno zostało przelane na papier. Chyba czas już dać spokój naszemu egzorcyście-bimbrownikowi. Niech śmiga sobie po literackim świecie w spokoju, bez żadnych obserwatorów na karku. ;)
Na koniec chciałabym napisać kilka pozytywnych słów chociaż o samym wydaniu książki, ale nie potrafię. Nie spodobała mi się nawet okładka. Ilustracja jest ohydna. Nie przypadł mi też do gustu dobór kolorów. Nie lepiej jest z grafikami w środku.
Trochę się boję oceniać tak lubianego przez wielu autora na 2/10. Niestety – jakakolwiek inna ocena byłaby jednak niezgodna z moimi odczuciami. Przykro, oj, przykro mi, że oryginalna, kolorowa postać, jaką bez wątpienia jest Wędrowycz, tak brzydko starzeje się pod względem literackim. ...more
A mnie się wydaje, że ironia, którą wszyscy w tej książce widzą, że ten cały dystans, to niezła przykrywka jest. Pan się grodzi, Panie autorze. Pan siA mnie się wydaje, że ironia, którą wszyscy w tej książce widzą, że ten cały dystans, to niezła przykrywka jest. Pan się grodzi, Panie autorze. Pan się osłania. Pan się w tym całym pancerzyku sarkazmu chowa przed czymś, czego zidentyfikować nie jestem w stanie.
Jest w Pilchu jakiś niepokój, jakieś rozedrganie, jakaś tęsknota za tym, co już było, a jednocześnie pogodzenie z faktem, że nigdy nie powróci. Narrator we wszystkich chyba opowiadaniach CZEGOŚ poszukuje, ale ciężko jednoznacznie zdefiniować, czym tajemnicze TO jest. Bijący z książki brak poczucia bezpieczeństwa i jakiejkolwiek stabilizacji stopniowo wypełnia umysł czytelnika i wnika mu pod skórę, by już po chwili schować się za potężną dawką sentymentu i rozrzewnienia. Do teraz nie wiem, czy przypadkiem nie nadinterpretuję. Co z tego? Jestem czytelnikiem, a – jako czytelnik – mam prawo odczuwać książkę na wszelkie możliwe sposoby. Czytając „Moje pierwsze samobójstwo…” miałam wrażenie, że wracam do lektury „Sklepów cynamonowych” Schulza (tylko mniej onirycznych, a bardziej realnych i erotycznych). Nie wiem, czy to plus, czy minus – po prostu tak było. Świadczy to o jednej, dość istotnej rzeczy – nie można powiedzieć o stylu Pilcha, że jest nijaki. Dość przyjemnie czytało się teksty utrzymane w tej niecodziennej i mało już chyba popularnej konwencji. I te błyskotliwe komentarze w przypisach – miód. Jeśli jednak ktoś oczekuje po zbiorze opowiadań nagłych zwrotów akcji, srogo się zawiedzie. Fabuła, owszem, jest – toczy się powoli i delikatnie. Zamiast miażdżących zmysły wybuchów i wielkich tajemnic, mamy wspomnienia. Czyje? Autora i nie-autora. I nigdy nie wiadomo, gdzie prawdziwy Pilch się kończy, a gdzie fikcyjny Pilch się zaczyna. ...more
Z autorem spotkałam się wcześniej tylko raz. Pamiętam, że „Po zmierzchu” trochę mnie rozczarowało. Co sądzę o „Zniknięciu słonia”?
Cóż, prawda jest taZ autorem spotkałam się wcześniej tylko raz. Pamiętam, że „Po zmierzchu” trochę mnie rozczarowało. Co sądzę o „Zniknięciu słonia”?
Cóż, prawda jest taka, że… nie wiem. Za dużo w tym wszystkim absurdu, za dużo abstrakcji. Nie będę czarować - część opowiadań zrozumiałam, innych nie potrafiłam za nic zinterpretować. Może się już starzeję, a może kultura azjatycka jest czymś, czego w życiu nie pojmę. Być może istnieją tez inne powody, ale nie jestem aż tak zdesperowana, żeby teraz podejmować rozpaczliwe próby identyfikacji tychże. „Zniknięcie słonia” momentami dość silnie kojarzyło mi się z „Moim pierwszym samobójstwem…” Pilcha. I… i… no kurczę – skoro Pilch nie jest u nas powszechnie znany i uwielbiany, to jakim cudem jest taki Murakami? Osobiście było mi łatwiej zrozumieć teksty „z naszego podwórka”, a i surrealizmu u Pilcha jakby mniej. Zastanawiam się, czy ogromną rolę odegrał tu marketing, czy faktycznie przegapiłam jakieś wielkie prawdy i idee płynące z opowiadań Japończyka. Teksty Murakamiego czyta się jednak bardzo szybko. To, że momentami są strasznie „odjechane”, nie ma tu żadnego znaczenia. O ile sposób pisania w „Po zmierzchu” w ogóle nie przypadł mi do gustu, o tyle w „Zniknięciu słonia” można już mówić o świetniej współpracy między autorem a tłumaczką. Efekty ich pracy są bardzo „zjadliwe”.
Nie zmienia to faktu, że opowiadania w zbiorze były dla mnie najzwyczajniej w świecie przeciętne (przy założeniu, że jest to ocena uśredniona). Jest jednak w książkach Murakamiego coś, co przyciąga, a co jednocześnie ciężko jest zdefiniować. Jedno oczko wyżej za ten nieuchwytny pierwiastek właśnie, a także za przepiękne wydanie. Pewnie strasznie się narażę fanom autora, ale w całej książce najbardziej podobała mi się okładka. Przynajmniej ona trafiła do mnie w stu procentach. ...more
„Ludzie giną na wszelkie sposoby, wedle wszelkich kluczów, pod każdym pretekstem. Wydaje się, że nie żyją już wszyscy, że nie ma się przy czym upierać„Ludzie giną na wszelkie sposoby, wedle wszelkich kluczów, pod każdym pretekstem. Wydaje się, że nie żyją już wszyscy, że nie ma się przy czym upierać, nie ma przy czym obstawać.”
Książka wstrząsająca. Tym bardziej wstrząsająca, im większą człowiek ma świadomość, że opowiadane historie są prawdziwe. Czyli ze strony na stronę bardziej…
Naczytałam się w życiu thrillerów. Horrorów. Sensacji. Byłam świadkiem przeróżnych fikcyjnych masakr w literaturze. Wczuwałam się w postacie psychopatów. Seryjnych morderców. Dopiero Nałkowska przyprawiła mnie o dreszcz obrzydzenia.
Cieszę się, że w liceum przeczytałam jedynie fragmenty tej książki. Odczekałam szmat czasu, dojrzałam, zdystansowałam się. Warto było. Kiedy nie traktuje się „Medalionów” jak kolejnej szkolnej lektury do odhaczenia, zyskują całkiem nowy wymiar. Nie są już porcją materiału do rozbicia na części pierwsze, a potem – do zanalizowania i interpretacji. Nie. Są całością. I albo umysł czytelnika przyswoi tę całość, albo ją wyprze. Szkoda, że nie można wymazać czegoś z kart historii tak łatwo, jak z własnego umysłu. Ten horror naprawdę miał miejsce. I to właśnie poraża najbardziej.
PS Coraz bardziej cenię sobie autorkę. Trafia do mnie zarówno w „Granicy”, jak i w „Medalionach”. Celnie. Obojętnie, czy wyraża się kwieciście, czy krótkimi, na pozór beznamiętnymi zdaniami. Czy posługuje się krótką formą literacką, czy długą. Wiem, że ma coś do powiedzenia i rozumiem, co chce mi przekazać. „Czuję” jej twórczość, rewelacyjną zresztą. Chapeau bas. ...more