Nadal trwa irytujący wątek romantyczny, ale na szczęście wróciło to, co tygryski lubią najbardziej - duzWreszcie powrót do poziomu z części pierwszej.
Nadal trwa irytujący wątek romantyczny, ale na szczęście wróciło to, co tygryski lubią najbardziej - duzio zabiegów weterynaryjnych ukazanych w sposób zrozumiały dla laików (czyli mnie) i duzio magicznych stworów przestawionych w sposób... zrozumiały dla laików (czyli znów mnie).
W tej części cyklu tempo powieści nieznacznie spadło. Można to zrzucić na karb tego, że akcja książki dzieje się jesienią i mimo wszystko bohaterowie nie mogą oprzeć się typowej dla tego okresu chandrze i melancholii. Na szczęście na jesienne klimaty podatne są także różnego rodzaju zjawy i demony, co znacznie ubarwia historię. Ba, finalnie autorka odważyła się pójść w stronę, która bardzo mi się podoba. Zapowiedź kolejnego tomu daje pewną nadzieję, że może być nieco bardziej mrocznie, a Florka wreszcie będzie potrafiła dookreślić, czego właściwie chce, a nawet po to sięgnąć.
Czekam na czwartą część, ale nie przebieram jakoś specjalnie szkitkami. Przebierałabym, gdyby udało się jakoś łagodnie wyjść z tego wątku romantycznego. Obawiam się, że zostanie on zachowany tylko po to, żeby Florka w jakimś niebezpiecznym starciu miała słaby punkt albo żeby równoważyć cięższe sceny przekomarzaniem się dwójki głównych bohaterów....more
Niestety, w moim odczuciu druga część cyklu jest słabsza niż pierwsza. To świetnie, że autorka przedstawia nam pracę w lecznicy weterynaryjnej, jednocNiestety, w moim odczuciu druga część cyklu jest słabsza niż pierwsza. To świetnie, że autorka przedstawia nam pracę w lecznicy weterynaryjnej, jednocześnie zachowując lekki i nieco żartobliwy klimat powieści. To jednak, co stało się z bohaterami, kompletnie do mnie nie przemawia.
Nadal brniemy w związek romantyczny, który kompletnie nie ma racji bytu. Dodatkowo bohaterowie zaczynają mnie irytować swoja niedojrzałością (30-letni Bastian witający się ze swoją partnerką "Siema, młoda!") i lekkomyślnością (Florka podczas poważnych zabiegów albo akcji w terenie regularnie już wyjmuje telefon i zaczyna robić pacjentom zdjęcia, a nawet samotnie pędzi ratować smoka, nie mając o tym najmniejszego pojęcia).
Historia na szczęście jest domknięta, ale autorka zostawiła na końcu małą zapowiedź kolejnej części. Nie jest to w żaden sposób wymuszone czy nachalne - ot, po prostu puszczamy oczko w stronę czytelnika.
Niepokoi mnie kierunek, w jakim poszedł cykl, ale biorę się za kolejną część. Mam nadzieję, że bohaterowie choć trochę dojrzeją. Ciekawość świata i droczenie się mogą być urocze, ale we wszystkim wypadałoby zachować umiar. ...more
A może by tak rzucić to wszystko i jechać do Zrębków?
Florka Kuna jest młodą techniczką weterynarii. Po niezbyt udanym starcie zawodowym w jednej z warA może by tak rzucić to wszystko i jechać do Zrębków?
Florka Kuna jest młodą techniczką weterynarii. Po niezbyt udanym starcie zawodowym w jednej z warszawskich klinik postanawia przenieść się do ciotek mieszkających na wsi. Kiedy stara się o pracę w okolicznej lecznicy, nie ma jeszcze świadomości, że jej szefowa będzie nekromantką, kumpel z pracy - faunem, a przez gabinet przetoczą się m.in. mantykora czy papugi o magicznych mocach.
Lektura jest na tyle przyjemna, że odblokowała mój zastój czytelniczy. Pierwsza część "Necroveta" to zdecydowanie lekka fantastyka, chociaż autorka nie ukrywa tej mniej przyjemnej strony pracy w weterynarii (ciężkie przypadki, zgony ukochanych zwierzaków, niestandardowe godziny pracy, sztywne regulacje prawne, zdarzający się w przychodniach mobbing oraz medialność niektórych weterynarzy, za którą nie zawsze idzie rzetelna wiedza i etyka zawodowa). Jest to jednak podane w tak nieprzytłaczający sposób, że czytelnik nie ma ochoty od razu popełnić seppuku. A nawet, gdyby miał, to jest przecież nekromantka na pokładzie... ;). Dużo w "Necrovecie" magicznych stworzeń, dużo wiejsko-leśnego klimatu, dużo fajnych postaci, choć niektóre jest nam dane poznać zaledwie pobieżnie. Czy to źle? Nie - zakładam, że pojawią się jeszcze w kolejnych częściach i tam pewnie zostanie rozwinięty ich potencjał.
Co mi nie zagrało? Nasza główna bohaterka, Florka, już pierwszego dnia pracy doznaje dość poważnego uszczerbku na zdrowiu. Nie owijając w bawełnę - dziewczyna traci bardzo istotną część ciała, co przekłada się nie tylko na jej wygląd, ale również na ogólne możliwości funkcjonowania na co dzień. Tymczasem jej główną obawą po całym wypadku jest przede wszystkim to, że szefowa wyleje ją z pracy. Zaznaczam od razu, że dziewczyna jest w szoku i nie myśli do końca logicznie, a większość refleksji zaczyna przychodzić do niej później, ale wciąż nie jest to ten poziom wściekłości, strachu, rozżalenia czy chociaż chęci zachowania ostrożności na przyszłość, który byłby naturalny w takiej sytuacji. Pozostali bohaterowie też dość szybko przechodzą do normalności po całym zajściu, co wydaje się być szokujące i w pewien sposób rozczarowujące. Jako osoba kompletnie niesiedząca w demonologii słowiańskiej, miałam też problem z przyswojeniem nazw magicznych stworzeń. Autorka wprawdzie poświęca kilka zdań, żeby każde z nich opisać, ale same nazwy (oprócz mantykory i jednorożca) były mi kompletnie obce. Spodziewałabym się, że nie będą też nic mówiły Florce, bo raczej takie stwory nie biegają po warszawskich ulicach. Byłam jednak w błędzie - chociaż wcześniej ich nie widziała, wydaje się raczej orientować, czym jest np. wolpertinger. Na koniec wątek romantyczny, którego jeszcze nie ma, ale wisi w powietrzu. Naprawdę? NAPRAWDĘ? Ludzie (i inne stworzenia), kochajcie się ile chcecie. Niech każdy będzie szczęśliwy i ma swoją drugą istotę obok (a nawet i trzecią, i czwartą, jeśli wszystkim to odpowiada ;)). Bohaterowie książkowi również mogą być szczęśliwi, bo niby czemu nie. Nie każdy chce być sam, nie każdy musi być też targany nieszczęśliwym uczuciem. Ale nie o tym jest "Necrovet" i zbliżanie do siebie akurat tej dwójki, z którą mamy do czynienia w tym przypadku, jest wdziabane do książki trochę na siłę. Da się znaleźć argumentację do rozwoju tej relacji i obie postacie raczej dobrze czują się ze sobą, ale w ogólnym rozrachunku jakieś to wszystko kanciate i niepasujące do głównej osi fabularnej.
Tak czy siak - po kolejne części serii na pewno sięgnę, bo historia fajnie odpręża. Autorka wie, o czym pisze, a dowody na to możemy znaleźć już we wstępie. Po lekturze książki mogę się też założyć, że prywatnie jest fajną babką - wrażliwą i bez kija w... pupalcu. :) Pani Joasiu, Pani pisze dalej, bo fajne rzeczy z tego wychodzą. ;)...more
To nie książka. To genialnie skonstruowana, dopracowana w każdym calu układanka, której wszystkie elementy - od Rewelacja. W pełni zasłużony Pulitzer.
To nie książka. To genialnie skonstruowana, dopracowana w każdym calu układanka, której wszystkie elementy - od okładki po kolejność rozdziałów - mają znaczenie.
Uwielbiam. Za piękny język, genialne obserwacje przeżyć i zachowań ludzkich, historyczne tło oraz wielowątkowość. Warto podkreślić fakt, iż autor - w sposób nienachalny i niewymuszony - oddał hołd kobiecej inteligencji. Nie jest to raczej typowe dla publikacji opowiadających o giełdach i kryzysach finansowych, więc zasługuje na szczególną uwagę.
Każdy z rozdziałów przybiera nieco inną formę i napisany jest innym stylem. Autor oddał bowiem głos czterem różnym bohaterom. Pierwszy z rozdziałów ma cechy opublikowanej uprzednio powieści, a drugi - szkicu, będącego projektem odpowiedzi na ten pierwszy. Trzeci to opowieść osoby postronnej, poznającej tę samą historię z różnych źródeł, z których żadne nie wydaje się być całkowicie rzetelne. Ostatni rozdział ma formę dziennika, który - choć oszczędny i konkretny w treści - porządkuje wszystkie wcześniejsze. Przedstawiam tak szczegółowo konstrukcję powieści z jednego powodu: obawiam się, że niektórzy czytelnicy mogą odbić się od książki już na początku pierwszego rozdziału. Jest to ta partia tekstu, która charakteryzuje się nagromadzeniem zdań wielokrotnie złożonych i najmniej przystępnym językiem. Niezdecydowanym obiecuję, że da się, a przede wszystkim warto przebić się przez te fragmenty.
Polecam całą sobą. Od dawna żadna książka nie powędrowała do moich ulubionych, a tu nie wahałam się ani chwili. Miejska Biblioteko Publiczna w Szczecinie - dziękuję serdecznie za możliwość zetknięcia się z tą pozycją. Warto było, oj, warto....more
Bardzo irytująca książka napisana w szczytnym celu, ale przynosząca przeciwny skutek.
Reportaż miał zwrócić uwagę na to, jak bardzo niedoceniane są w nBardzo irytująca książka napisana w szczytnym celu, ale przynosząca przeciwny skutek.
Reportaż miał zwrócić uwagę na to, jak bardzo niedoceniane są w naszym kraju pielęgniarki (a także pielęgniarze). Ich zawód wymaga rozległej wiedzy, niesamowitego opanowania i koncentracji. Trudno jest go wykonywać, kiedy na co dzień trzeba się mierzyć z brakami kadrowymi, ograniczonym zaopatrzeniem, arogancją lekarzy, agresją pacjentów i niezrozumieniem ich rodzin. Motywację odbierają również bardzo niskie zarobki.
To by było na tyle, jeśli chodzi o zamierzony wydźwięk. Nie wiem, czy po lekturze nie pałam do tej grupy zawodowej jakąś dziwną niechęcią. A wierzcie mi, że wcześniej nie było tak źle.
Mam wrażenie, że bohaterom reportażu (a przynajmniej większości tych, którym oddano głos) zawsze będzie źle - gdziekolwiek się nie znajdą i jakiegokolwiek zawodu nie będą wykonywać. A to trzeba ciągnąć kilka etatów jednocześnie, a to trzeba zabierać pracę do domu, a to są nadgodziny, a to stres, a to brak materiałów, a to ktoś krzyknie, a to kogoś innego docenią bardziej. W ogóle to jest mało kasy, koleżanki plotkują, a inne zawody mają lepiej (np. - o, losie - przywołani dwukrotnie w książce nauczyciele).
Zaczynając od końca - sama z zawodu nauczycielem nie jestem, ale w ciągu swojego życia miałam ich wielu w bliskim otoczeniu. Może to kogoś zdziwi, ale nauczyciele też zabierają pracę do domu, bo chociażby sprawdzanie prac nie robi się samo, podobnie jak przygotowanie się na zajęcia dnia następnego. Z im młodszymi dzieciakami pracujesz, tym większą masz odpowiedzialność. Tak, w tym za ich zdrowie i życie. I tak, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Wtedy nie masz sześciu pacjentów na sali. Masz ok. trzydziestu. Żaden nie leży w łóżku, więc nie wiesz, gdzie znajdzie się za pięć sekund. Szkoła publiczna nie funduje też wszystkich materiałów dydaktycznych, plastycznych, biurowych etc. Dostajesz niezbędne minimum. A dwa miesiące wakacji nie są dwoma miesiącami wakacji, ponieważ znaczną część tego czasu spędzasz w szkole, przygotowując klasopracownię lub zajmując się kwestiami administracyjnymi. Z zarobkami też szału nie ma. Czy zdarzają się nauczyciele pracujący w dwóch szkołach? Jak najbardziej. Czy są obecnie braki kadrowe? Są. Czy muszę coś jeszcze dodawać?
Co do toksycznego środowiska - moim zdaniem każde silnie sfeminizowane środowisko jest niezdrowe. Mówię to ja - od lat związana zawodowo z branżą finansowo-księgową. Podobnie pewnie będzie w sektorze beauty, pomocy społecznej czy wspomnianej wcześniej edukacji. Nie wydaje mi się, żeby akurat w pomocy medycznej cokolwiek odbiegało drastycznie od normy. A że norma jest niezmiernie przykra to już inna sprawa.
To, że pacjenci i ich rodziny bardziej szanują lekarzy, jest - w moim odczuciu - prawdą. Prawdą jest też jednak, że statystycznie częściej spotykałam się z naprawdę wyrozumiałymi i pomocnymi lekarzami niż z pielęgniarkami. Przykro mi, ale to lekarze odpowiadali na podstawowe pytania dotyczące moich bliskich, nie pielęgniarki. Pielęgniarek akurat nie było. To lekarze odbierali natarczywe nocne telefony niemal co godzinę, kiedy nie było możliwości dojazdu do szpitala. Do pielęgniarek nie dało się dodzwonić. To pielęgniarki dopuściły do zaniedbań, które mogły skończyć się rychłym zgonem moich krewnych. Lekarze odkręcali swoje pomyłki, których zresztą było bardzo mało, próbując natychmiast poprawić stan pacjenta wszelkimi możliwymi sposobami.
Czy wszystkie pielęgniarki są złe? Absolutnie nie, spotykałam w swoim życiu fantastyczne, pomocne babki, zarażające swoją energią i pompujące mi do głowy tylko jeden kierunek myślenia: "będzie dobrze". Spotkałam pielęgniarza, który potrafił być tak opiekuńczy i spostrzegawczy, że dzięki jego uwagom pojawiły się nowe możliwości uratowania pacjenta. Spotkałam ludzi do rany przyłóż, chociaż pracowali na OIOM-ie i każdy ich dzień był ciężki. Ale oni działali, a nie narzekali. Potrafili zobaczyć w pacjencie człowieka, dzięki czemu pacjent widział człowieka w nich. Im właśnie dziękuję za wszystko i życzę ośmiu wiader szczęścia. Super, że jesteście.
PS A przed oddaniem książki do druku warto byłoby sprawdzić, czy w tekście nie występują literówki. Nie czepiałabym się, ale chodzi np. o brak liter. Konkretniej: pierwszej litery w słowie, które rozpoczyna zdanie. Już w przedmowie. Także ten. Trochę wstyd....more
Poziom reprezentowany przez tom pierwszy został zachowany. Nadal przygody wezyra skierowane są głównie do młodszych odbiorców, ale niektóre żarty słowPoziom reprezentowany przez tom pierwszy został zachowany. Nadal przygody wezyra skierowane są głównie do młodszych odbiorców, ale niektóre żarty słowne, a także poziom absurdu innych gagów sprawia, że i dojrzali czytelnicy mogą miło spędzić czas przy tym komiksie. Ogólna linia fabularna pozostała niezmienna (Iznogud pragnie być kalifem w miejsce kalifa), podobnie jak znana nam dobrze kreska. Pozycja bardzo poprawna. Z mojej strony - bez zachwytów, ale poziom sentymentu wywaliło poza skalę. :)...more
Spodziewałam się kompletnie czego innego, ale jest całkiem ok.
Kreska w środku jest... szarpana? Niejednolita? Mniej dokładna i dopracowana niż na okłaSpodziewałam się kompletnie czego innego, ale jest całkiem ok.
Kreska w środku jest... szarpana? Niejednolita? Mniej dokładna i dopracowana niż na okładce? Spodziewałam się ciągłych, zdecydowanych linii, więc styl trochę mnie zdziwił*. Ma to swój plus, bo dzięki takiemu zagraniu historia wydaje się być nieco oniryczna. Niestety, powoduje to również problemy z rozpoznawaniem postaci - zwłaszcza męskich (głównie na początku i na końcu opowieści, kiedy klimat jest bardziej mroczny).
Skoro już jesteśmy przy "dozowaniu" mroku - nie wiem, czym kierowali się autorzy. Cała historia jest przytłaczająca i niepokojąca, więc nie rozumiem, dlaczego niektóre kadry są zaczernione i posępne, a inne znów bardziej barwne. Prawdopodobnie chodzi o zróżnicowanie nocy i dnia, a także warunków pogodowych, ale nie jestem przekonana, czy para autorska zawsze trzymała się tego podejścia...
Przy okazji - niech Was nie zmyli tytuł. Wprawdzie zaczynamy we wnętrzach hotelowych, ale znaczna część akcji dzieje się poza budynkiem. Może w kolejnych częściach serii (tak, to ponoć pierwsza część) zostaniemy zamknięciu w środku. To wyłącznie gdybanie z mojej strony, bo zakończenie "jedynki" na to nie wskazuje.
Na koniec dodam tylko, że po zamieszczonej na goodreads grafice tego nie widać, ale okładka robi wrażenie. Tytuł i padający deszcz to bezbarwna, odbijająca światło warstwa, która sprawia, że całość wydaje się być trójwymiarowa i lekko odrealniona.
* Zaznaczam, że na okładce jest informacja o chropowatości kreski. To moja wina, że ją przeoczyłam....more
Opowieść o tym, że niekiedy tęsknota za podstawowymi prawami człowieka może skończyć się tragicznie. Podręczne w uniwersum wykreowanFenomenalna proza.
Opowieść o tym, że niekiedy tęsknota za podstawowymi prawami człowieka może skończyć się tragicznie. Podręczne w uniwersum wykreowanym przez Artwood nie mają władzy nad własnym życiem, są poniżane i traktowane jak niewolnice. Ich ciała kompletnie do nich nie należą. To dwunożne inkubatory. Aby przeżyć, każdego dnia muszą zabijać w sobie potrzebę miłości i prawdziwej bliskości.
Nie oglądałam serialu, więc mogę się wypowiedzieć wyłącznie o książce. Historia jest prosta, celna i beznamiętnie okrutna. Im bardziej aktualna i nawiązująca do współczesnych zdarzeń, tym bardziej przerażająca. Dla mnie bomba. ...more
Duże ilości patologii naraz. Odpychająca to była lektura, nie zapomnę jej nigdy (a szkoda).
Pierwszą część cyklu (osławione "Kwiaty na poddaszu") czytaDuże ilości patologii naraz. Odpychająca to była lektura, nie zapomnę jej nigdy (a szkoda).
Pierwszą część cyklu (osławione "Kwiaty na poddaszu") czytałam jakieś 10 lat temu, dlatego nie będę się odnosić do różnic pomiędzy pierwszą i drugą częścią. Wydaje mi się jednak, że "dwójka" jest dużo bardziej szokująca. Coś mi mówi, że taka miała być z założenia.
W "Płatkach na wietrze" znajdziecie relacje kazirodcze (lub mogące za takie uchodzić), związek między nastolatką a mężczyzną w okolicy czterdziestki, szantaże emocjonalne, zbliżenia ocierające się o gwałt, przemoc we wszystkich jej odcieniach oraz pragnienie zemsty tak silne, że przesłania wszelkie ludzkie odruchy. Historię poznajemy, niestety, przez pryzmat uczuć Cathy. Jest to trudne dlatego, że autorka postanowiła uczynić z niej najbardziej antypatyczną bohaterkę w tej opowieści, czyli wersję kopiuj-wklej jej własnej matki. Wszak niedaleko pada jabłko od jabłoni...
Powieść źle się "zestarzała". Należy wprawdzie wziąć poprawkę, że po raz pierwszy wydana została w roku 1980, ale sposób przedstawienia obu płci w całej tej historii jest oburzający. Jeśli dojdzie do współżycia, którego przynajmniej jedna ze stron nie chce, to pamiętajcie, że jest to zawsze wina kobiety. Zdrady małżeńskie to też wina kobiet - żony, bo odsuwa się od męża, a kochanki, bo go uwodzi. Generalnie mężczyźni to przeważnie bezwolne robaczki trawione różnymi namiętnościami. Jeśli zachowują się jak rasowe gnojki, to dlatego, że jakaś kobieta w ich życiu nie była dla nich wystarczająco wyrozumiała.
Pozycja wyłącznie dla czytelników, którzy są świadomi, że obcują z fikcją literacką i którzy są odporni na opisy patologii różnego rodzaju. "Płatki na wietrze" czyta się bardzo szybko z uwagi na styl autorki i próby zrozumienia, kto z kim i dlaczego, ale lekturze towarzyszy ogromny niesmak....more
Dość krótka opowieść o niezdrowej relacji pomiędzy dwiema kobietami, których losy są ze sobą powiązane od zawsze. Stefania, śmiała i zaradna służka, pDość krótka opowieść o niezdrowej relacji pomiędzy dwiema kobietami, których losy są ze sobą powiązane od zawsze. Stefania, śmiała i zaradna służka, poświęca się bez reszty swej pani, Adeli, którą postrzega jako nieudolną i humorzastą. Dość szybko okazuje się, że między bohaterkami toczy się gra pozorów, a cała znajomość oparta jest na wzajemnych wyobrażeniach. Z uwagi na to, że bohaterki różnią się niemal wszystkim (od pochodzenia przez posturę na podejściu do życia kończąc) i pozostają w układzie służąca-poddana, nigdy nie prowadzą rozmów o tym, co je w tej znajomości rani, co uwiera, co od lat muszą tłumić w sobie. Takie nagromadzenie emocji musi w końcu znaleźć swój upust...
Jedna z tych książek, które mogą wydawać się nużące, ale warto dać im szansę i dotrwać do samego końca. Choć początkowy urok historii wraz z każdą kolejną stroną stopniowo się ulatnia (i nawet piękny, atakujący wszystkie zmysły obraz Stanisławowa w tle potrafi do siebie przyzwyczaić), końcówka jest majstersztykiem. Autorka usypia czujność czytelnika, żeby pod koniec całkowicie zaskoczyć. Dokładnie tak, jak przy każdej iluzji....more
Zwykle nie praktykuję wklejania tutaj opinii innych osób, ale tym razem całkowicie zgadzam się z wypowiedzią pana Marcina Mellera znajdującą się na tyZwykle nie praktykuję wklejania tutaj opinii innych osób, ale tym razem całkowicie zgadzam się z wypowiedzią pana Marcina Mellera znajdującą się na tylnej okładce książki. Z uwagi na to, że nie każdy ma dostęp do powieści, pozostawiam ten komentarz poniżej:
"Inteligentny kosmiczny thriller z rywalizacją globalnych potęg w tle. Fantastycznie wykonany i całkiem niefantastycznie prawdopodobny. Co się stanie, gdy coś pójdzie źle w miejscu, gdzie nie działa żadne ziemskie prawo, czyli na krążącej wokół naszej planety międzynarodowej stacji orbitalnej? Bać się otchłani czy towarzyszy podróży? Świetnie nakreśleni bohaterowie – a zwłaszcza, jak to u Szamałka, główna bohaterka – i imponująca dokumentacja tematu. Autor podaje kosmiczną wiedzę w tak lekki i atrakcyjny sposób, że pochłaniamy „Stację”, jakbyśmy byli inżynierami NASA. Mistrzostwo klasy międzynarodowej, a nawet międzyplanetarnej."
Od siebie dodam tylko, że to kawał świetnej literatury, która pachnie nieco "zagramanicznie". I to w bardzo dobrym tego słowa znaczeniu....more
Nieco infantylna, ale urocza w swej prostocie opowieść o książkach. Klimat rodem z "Małego Księcia" skrzyżowanego ze "Sklepami cynamonowymi", a wszystNieco infantylna, ale urocza w swej prostocie opowieść o książkach. Klimat rodem z "Małego Księcia" skrzyżowanego ze "Sklepami cynamonowymi", a wszystko to okraszone azjatycką kulturą w zdrowych ilościach.
Dla mnie 3,5/5 za samą treść, ale przecudne polskie wydanie pozwala mi podciągnąć ocenę o pół oczka wyżej. Przyznam, że nie rozumiem fenomenu tej powieści, ale nie można jej odmówić trafności przedstawianych spostrzeżeń, aktualności poruszanych problemów ani dziwnej magii, której opary unoszą się z każdej strony....more
Na początku książki dowiadujemy się, że doszło do zabójstwa. Zaraz potem okazuje się, że to nie ono jest tutaj tak naprawdę ważne.
Autorka pięknie pokaNa początku książki dowiadujemy się, że doszło do zabójstwa. Zaraz potem okazuje się, że to nie ono jest tutaj tak naprawdę ważne.
Autorka pięknie pokazuje splatające się losy trzech spokrewnionych ze sobą kobiet. Kobiet, które - choć tak odmienne od siebie - są tak naprawdę bardzo podobne. Może nie zawsze były ze sobą blisko, ale kiedy trzeba, są w stanie poświęcić wszystko dla siebie wzajemnie.
Pozycja warta przyswojenia. Chociażby dla PRZEPIĘKNEJ narracji prowadzonej przez autorkę. Kojarzy mi się z latami 90. w polskiej twórczości literackiej. Nurowska udowodniła, że nie trzeba uderzać w patos, żeby mówić o ważnych tematach. Delektowałam się tymi pokręconymi losami pań rodu Sworowicz z dziwną przyjemnością kogoś, kto od nowa odkrywa dobrą jakość w literaturze polskiej balansującej na granicy rozrywki i literatury pięknej....more
Świetna i potrzebna w dzisiejszych czasach książka.
Autorzy uciekają od rozumianej dosłownie koncepcji walki o byt, kładąc nacisk na to, jak ważna dla Świetna i potrzebna w dzisiejszych czasach książka.
Autorzy uciekają od rozumianej dosłownie koncepcji walki o byt, kładąc nacisk na to, jak ważna dla naszego przetrwania jest życzliwość, współpraca i otwartość na inne istoty żywe.
Czytało mi się świetnie. Tekst zrozumiały dla przeciętnego zjadacza chipsów i żelków, ale nie zinfantylizowany. Mnóstwo badań, ciekawe wnioski, a do tego płynne przechodzenie między odmiennymi, ale zazębiającymi się tematami. Miód na moje serce, miód na mój mózg. Żeby było jeszcze ciekawiej - autorzy w posłowiu przyznają, że pierwotna koncepcja książki (a dokładniej - jej podsumowania) miała wyglądać nieco inaczej. Zaznaczają również, że część środowiska naukowego nie zgodzi się z podejściem zaprezentowanym w publikacji.
Ok. 220 stron "mięska". To wystarczy, żeby czytelnik zakończył lekturę usatysfakcjonowany i zachęcony do dalszego eksplorowania tematu....more
Opowieść o przyjaźni, która narodziła się na podwalinach, na których nie miała prawa narodzić się żadna zdrowa relacja.
Dużo lekkostrawnej ironii, silOpowieść o przyjaźni, która narodziła się na podwalinach, na których nie miała prawa narodzić się żadna zdrowa relacja.
Dużo lekkostrawnej ironii, silna ekspozycja ludzkich przywar. Takie "Dzieci z Bullerbyn" dla dorosłego odbiorcy, którego nie odrzucają menelskie klimaty i bajdurzenie o kobietach....more
Swobodna impresja na temat "Przypadków Robinsona Kruzoe" autorstwa Daniela Defoe. Pod płaszczykiem opowieści wyspiarskich i postwyspiarskich kryją sięSwobodna impresja na temat "Przypadków Robinsona Kruzoe" autorstwa Daniela Defoe. Pod płaszczykiem opowieści wyspiarskich i postwyspiarskich kryją się rozważania na temat muz, siły kobiet oraz zależności treści historii od tego, kto ją opowiada. Zgodnie bowiem z informacją od wydawcy, niniejsza powieść "jest grą, którą południowoafrykański noblista podejmuje ze znaną historią, wykraczając poza szablony i dopuszczając do głosu postacie milczące: kobietę oraz niewolnika".
Nie szarżowałabym z tym oddawaniem głosu Piętaszkowi, bo po pierwsze - ucięto mu język, po drugie - jego komunikaty są mocno przepuszczone przez filtr zwany Susan. Sama Susan natomiast jest postacią, której nie kupuję. Jeśli ma symbolizować kobiety jako płeć, muzy artystów, opiekunki słabszych od siebie, to dla mnie nie jest w tym wiarygodna. Wszystkie te kwestie są ledwie maźnięte, co sprawia, że gdzieś w konstrukcji tej postaci gra dziwny fałsz. Sama narracja (tak, narratorką jest nasza bohaterka) jest bardzo wydumana, a konstrukcje zdaniowe i słownictwo - nieprzystępne. Do tego stopnia, że trudno tu mówić o jakiejkolwiek przyjemności z czytania.
Wg mnie bardzo słaba pozycja literacka jak na tego autora, co nie oznacza, że słaba w ogóle. Po prostu mi szkoda, ponieważ ciekawy koncept został przedstawiony w wyjątkowo nudny i trudny w odbiorze sposób....more
Rewelacja. "Maus" ściska za serce. Konwencja komiksu w tym przypadku niczego nie ułatwia; nie sprawia, że Holocaust jest bagatelizowany czy łatwiejszyRewelacja. "Maus" ściska za serce. Konwencja komiksu w tym przypadku niczego nie ułatwia; nie sprawia, że Holocaust jest bagatelizowany czy łatwiejszy do strawienia. Ani piękne ilustracje, ani rasy czy nacje ludzkie przedstawione w formie zwierząt nie łagodzą wydźwięku historii. Ten tytuł jest na wskroś brudny.
"Maus" jest powieścią graficzną wielowątkową. Zagłada żydów, romans i bardzo niezdrowe relacje rodzinne idą ramię w ramię. Kiedy już wydaje nam się, że któryś z wątków jest ważniejszy, pozostałe dwa wysuwają się na prowadzenie. Zaznaczyć należy jednak, że gdyby nie Holocaust, to zarówno historia miłosna, jak i życie w rodzinie Spiegelmanów przebiegałyby inaczej.
Na szczególną uwagę zasługuje tu postać ojca, Władka Szpigelmana, polskiego żyda. Mężczyzna wiele w życiu przeżył i widział. Nie raz cudem uszedł z życiem. Czasem pomagał mu w tym jego własny spryt i zaradność, czasem inni ludzie. Często był to jednak zwykły fart. We własnych opowieściach Władek jawi się wyłącznie jako pozytywna postać, co wydaje się być nieco podejrzane. O ile w przypadku opowieści o tematyce wojennej czy obozowej odbiorca faktycznie chce wierzyć, że ma do czynienia z kimś na kształt bohatera, o tyle podejście Władka do wydarzeń z drugiej linii czasowej i oskarżanie bliskich mu osób o niecne zamiary połączone z bezkrytycznym podejściem do samego siebie budzi pewne wątpliwości. Niezależnie jednak od tego, ile jest faktycznej prawdy w prawdzie przedstawianej przez mężczyznę, nie da się mu nie współczuć. Chociaż ma niesamowicie trudny charakter i przelewa swoje traumy na wszystkich wokół, nie jest na wskroś zły. Widać, że jego miłość do Andzi naprawdę była czysta. Była to jedyna kobieta w jego życiu, którą naprawdę był w stanie pokochać. Być może to jej brak sprawił, że do ostatnich dni nie poradził sobie ze wspomnieniami wojennymi.
W jednej ze scen, kiedy to Władek zamiast wyrzucić resztki jedzenia, idzie oddać je do sklepu, syn czeka na niego ze swoją partnerką w samochodzie. Para prowadzi następujący dialog: - Jakbym miała przez to wszystko przejść, to wolałabym się zabić. - Przez co? Zwracanie zakupów? - Nie. Przez to, co Władek musiał przejść. To cud, że ocalał... - Acha. Ale w pewnym sensie on jednak nie ocalał.
Nie ocalał. Ani on, ani jego syn, Artie, który już zawsze będzie musiał się mierzyć z własnym ojcem. Ojcem, dla którego nigdy nie był wystarczająco opiekuńczy, wystarczająco zaradny, wystarczająco elegancki. Artie nie mógł poznać historii z perspektywy własnej matki, ponieważ Władek spalił jej pamiętniki, myśląc wyłącznie o własnym samopoczuciu. Syn nie zdążył pożegnać się z Andzią, ponieważ popełniła ona samobójstwo. Nie udźwignęła psychicznie wspomnień, które w jej pamięci nigdy nie wyblakły. Ten sam Artie do końca życia funkcjonował w cieniu zmarłego brata, którego nigdy nie poznał. Ciężko jest konkurować ze zdjęciem chłopca, który nigdy nie dorósł, który zawsze był niewinny i który zginął z rąk oprawców.
Pokolenie, które nie brało udziału w Holocauście, również odczuwa jego traumatyczne skutki.
Pozycja przeznaczona raczej dla młodszych odbiorców. Momentami poczucie humoru bywało jednak bardzo błyskotliwe i przewrotne, dlatego powinni odnaleźćPozycja przeznaczona raczej dla młodszych odbiorców. Momentami poczucie humoru bywało jednak bardzo błyskotliwe i przewrotne, dlatego powinni odnaleźć się w niej i starsi czytelnicy. Historie same w sobie nieco mi się dłużyły, ale Iznogud i jego podwładny bronią się w każdym komiksie.
Twarda oprawa, duży format, dopracowane i szczegółowe ilustracje. Wizualnie bardzo na plus, choć nie jest to tytuł, który powala pięknem wydania.
A teraz przyznać się, kto oglądał "Wezyra Nicponima" na RTL-u! ;)...more
Bond zawsze zamawiał swoje martini wstrząśnięte, nie zmieszane. Ja natomiast po lekturze reportażu jestem zmieszana, ale nie wstrząśnięta.
Jako dzieckoBond zawsze zamawiał swoje martini wstrząśnięte, nie zmieszane. Ja natomiast po lekturze reportażu jestem zmieszana, ale nie wstrząśnięta.
Jako dziecko jednego z takich miast zapaści powiem jedno: niby wszystko się zgadza, ale, kurde, nie do końca.
Rozumiem ból osób, które prawie całe swoje życie zawodowe przepracowały w lokalnych zakładach pracy. Po redukcji zatrudnienia czy likwidacji takich podmiotów byli pracownicy tracili nie tylko źródło utrzymania, ale często i sens istnienia - w końcu całe ich życie było skoncentrowane wokół byłego miejsca pracy. W książce nie poświęcono jednak miejsca na to, żeby przedstawić zachowanie i podejście do sytuacji znacznego grona podwładnych. Bywało, że pracownicy na potęgę kradli z firm chociażby węgiel służący do opału czy kosztowne materiały używane w procesie produkcji. Próbom rozszerzenia zakresu świadczonych w firmie usług czy wytwarzanych produktów towarzyszył potężny opór. Pracownicy, którym zarząd oferował sfinansowanie dodatkowych szkoleń, potrafili odmówić bez żadnego istotnego powodu. Na pytanie o to, w jakim kierunku chcieliby się rozwijać i jakie mają wykształcenie, potrafili odpowiadać - tu dokładny cytat - "Ch*j z wykształceniem, fachowość się liczy". Szkoda, że autorowi nie udało się dotrzeć do byłego prezesa jednej z takich firm, żeby móc poznać odmienny punkt widzenia.
Nie do końca przemawiają do mnie też fragmenty o rasizmie, ubóstwie energetycznym czy ograniczonym dostępie do usług medycznych. Uważam, że jest to bolączka całego kraju. Kolesiostwo, nepotyzm czy brak wystarczającej liczby lokali mieszkalnych również nie występują wyłącznie w małych miastach. Od kilkunastu lat mieszkam w mieście wojewódzkim, które kocham całym sercem. Czy widzę problemy znane mi z miasta, z którego pochodzę? Widzę, ponieważ w większej zbiorowości zawsze tworzą się mniejsze grupy, co sprzyja chociażby popieraniu swoich znajomych i przyznawaniu im specjalnych przywilejów. Dostęp do lekarzy może być utrudniony nawet w mieście akademickim, w którym znajduje się wyższa uczelnia o profilu medycznym. W centrum miasta ludzie palą w piecach kaflowych (tak, nadal takie występują) starymi kartonami, foliowymi torebkami, a także wszystkimi innymi rzeczami, które mniej lub bardziej nadają się na opał. Dlaczego? Ano dlatego, że mieszkanie w centrum jednego z większych polskich miast nie anuluje ci automatycznie problemów finansowych.
"Zapaść. Reportaże z mniejszych miast" to pozycja niezwykle istotna z uwagi na poruszą problematykę. Warsztat i talent autora sprawiają, że przez książkę płynie się z ogromną przyjemnością. Podskórnie liczyłam jednak na prawdziwy wielogłos w temacie podupadających miasteczek. Tymczasem chór głosów wyśpiewuje głównie gorzkie żale, a nieliczni idealiści, którzy próbowali coś zmienić, nie mają chyba świadomości, że podobne problemy trawią całą Polskę. Prawdą jest jednak, że w mniejszych zbiorowościach problematyczne kwestie wzięte na tapet przez autora mogą przybierać na sile i boleć znacznie bardziej....more
Relacja w oparach toksyn, a główna bohaterka na drodze do autodestrukcji.
Ciężka to lektura. Sympatii nie wzbudza chyba żaden z bohaterów oprócz ojca Relacja w oparach toksyn, a główna bohaterka na drodze do autodestrukcji.
Ciężka to lektura. Sympatii nie wzbudza chyba żaden z bohaterów oprócz ojca głównej bohaterki. W życiu protagonistki mamy wysyp ludzi z problemami, ale absolutną liderką w tej kategorii jest ona sama. Tuż za nią (a może i na równi z nią) znajduje się jej partner, Ciaran.
Wszystko tu jest nie tak. Książka stanowi instrukcję krok po kroku, jak nie postępować w życiu.
Tytuł książki dobrany perfekcyjnie. Desperacja głównej bohaterki wręcz bije z tej powieści. Czasem trzeba sięgnąć dna, żeby się od niego odbić. Lepiej jest jednak zorientować się wcześniej, że zaczynamy na to dno błyskawicznie opadać.
Nie jestem pod jakimś ogromnym wrażeniem, przede wszystkim z uwagi na kumulację patologicznych zachowań. Może właśnie tak to u niektórych ludzi wygląda, nie wiem. W każdym razie lektura dla tych, którzy lubią zostać przeczołgani, wymemłani i zmechaceni przez książkę. ...more